wtorek, 6 marca 2018

Po prostu.


Czy kobieta po normalnym porodzie zrozumie kobietę po cesarce? Jak widać nie.
Córka wyszła ze szpitala dopiero w poniedziałek. Jeszcze musieli naświetlać Maluszka, bo żółtaczka się pojawiła. Doskonale rozumiałam smutek Córki, która jak najszybciej chciała wracać do domu, choć Zięciu wspierał ją codziennie przy najprostszej czynności. Obolała, zmęczona, w końcu się doczekała.

Wiadomo…szpital nie działa kojąco, a wręcz odstraszająco. Teściówka prawie obrażona, że Wnuczki nie mogła odwiedzić w szpitalu. Nie rozumiała kobieta, że to zerowy komfort dla mojego dziecka. Oczywiście nie omieszkała wspomnieć w rozmowie, że jej sąsiadki są baaardzo zdziwione, że nie mogła przyjechać do szpitala. Potem zaczęły się żale, że czuje się odtrącona, niepotrzebna itp.
- no wiesz…poniekąd sama się do tego przyczyniłaś, po śmierci meża znajomi cię zapraszali i odmawiałas, wiec w końcu przestali….- a co ja mam powiedzieć? –spytałam.-Jestem ponad setkę kilometrów od Córki
- no wiesz, ja mam tylko Jego- zaczęła o synu.
„no a ja mam całe stado dzieci”- pomyślałam.
- słuchaj, ja tu jestem sama, ty masz ich na wyciagnięcie ręki. Poczekaj, wrócą do domu i zobaczysz Małą. Ja do dziś jakoś nie mogę sie pogodzić z wyprowadzką Córki
Nie powiem…Zięciu proponował, że przyjedzie po mnie, by zrobić żonie niespodzianke. Już wszystko miał zaplanowane. Szkoda, że mnie nie zapytał wcześniej.
- Może mama sobie wziąć wolne na poniedziałek? Przyjadę po mamę, będzie mama spała u mojej z psem, bo wie mama….Mała jeszcze nie odporna.
-Posłuchaj..to nie jest dobry pomysł…ja jestem przeziębiona, opryszczka mi wyskoczyla, nie będę narażać Małej. Poza tym w tym czasie mam masę pracy i nie wyrobię się do piątku, jak w poniedziałek zawale. Bardzo dziękuje, że pomyślałeś….
- No nie…. rozumiem…. myślałem….

Czy kobieta  po normalnym porodzie, mająca do pomocy trzy osoby w domu zrozumie kobietę po cesarce zostającą samą z dzieckiem? Jak widać nie.
- no bo wiesz, K. wraca w poniedziałek już do pracy, bo szef już nosem kręcił, że jak jego córka była w ciąży to mąż z nią tak nie latał na te wszystkie badania
- nie bardzo rozumiem, jego córka ma takiego a nie innego męża, a moja ma takiego, który na każde z nią chodził. Przecież nie pracuje tam od wczoraj i na pewno szef nie będzie robił problemów. Ja to nawet bym była zadowolona jakby jeszcze tydzień wziął wolnego….i chyba ją zatkało.


Dziś Teściówka zaliczyła w końcu wizytację. Nie wspomnę, że to ja przekonałam Córkę by w końcu do tego doszło. Nie oszukujmy się, Córka za nią nie przepada. No i co? Posiedziała zaledwie godzinkę korzystając z nadarzającej się okazji, że synuś tak jak ją przywiózł, tak i odwiezie. Chryste !!!! Przecież są autobusy. Mogla nawet posiedzieć dłużej, on by cos tam załatwił poza domem i dopiero odwiózł, Czy mierzenie cukru we krwi musi być  ZAWSZE o danej godzinie, czy nie mogła zostać na obiad?…NIE….musiała się z nim zabrać. I tyle z jej wielkich odwiedzin. A potem się będzie żalić, że nawet nie zaproszą. No zaprosili i co?
Potem zadzwoniła do mnie i się chwaliła, że widziała Maluszka.
- No ty to chyba na święta dopiero, tak mówiła córka -(odezwała się TA, która za pierwszą moją powitalną wizytą u niej na Boże Narodzenie-powiedziała, że nie lubi świąt, bo trzeba się tyle narobić)
- jeszcze nie wiem, widziałaś kalendarz? Ja w tym czasie mam dużo pracy, potem kolejna i kolejna.
- no faktycznie
-No to może jakiś urlop?
- nie mogę tak szastać urlopem, opiekunka suni będzie mieć zabieg na oczy, tez muszę o tym myśleć
- no to może w tygodniu, pies byłby u mnie w tym czasie, chociaż na pół dnia, syn podjedzie po ciebie
- a samochód to na wodę jeździ?
- no po teściową to by pojechał
Co oni kurwa wszyscy z tym psem? Nieee, no najlepiej …powinnam iść chyba za przykładem Teściówki i zaraz po wyprowadzce męża do młodszej dziuni, a tym bardziej po wyprowadzce Córki oddać psa do schroniska, tak jak zrobiła to Teściówka z kotem zaraz po śmierci męża. Podobnież zachowywał się nieobliczalnie i kazała go oddać.A czy dała mu czas na oswojenie z nową sytuacją? Ale cudze na działkę to zapierd.... dokarmiać.Nawet w święta trzeba było z nią jechać.

No dla niej żaden problem wolne jak się pracowało zaledwie kilka lat a potem siadło na garb męża i heja !!!!!
Tak ,jestem wkurwiona.
Pracuje do cholery…nie dla przyjemności, tylko by nie być zależną od innych, do emerytury mi jeszcze daleko i nie mam sposobności przeskoczyć na emeryturkę po meżu.
Nikt z opuszczających ten dom ani razu nie zapytał, co z psem. Nikt, a teraz widzę, że to chyba problem. Jeżeli już, to tylko mój.
Mam wielką ochotę zobaczyć Małą, ale się kurwa nie rozdwoje.
Po prostu.
I nie mam zamiaru nikogo narażać na zarazki od psa, a oddać go ani myślę.

8 komentarzy:

  1. Wnuczka to bardzo ważna sprawa , to cudowna sprawa !. Ale...
    Ale praca to w dzisiejszych czasach równie ważna sprawa , tym bardziej , że Tobie nikt nie zapewni utrzymania. Każdy ma własne , jakieś życie.
    Dzisiaj są telefony ,internet , skype , zdjęcia.... Jesteś z córką "na bieżąco" w kontakcie , pewnie ona to wszystko rozumie. A inni , no cóż...
    Pojedziesz jak będziesz mogła i już.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przeczytałam "skype" to od razu mi sie przypomniało, że Córka mówiła o świętach wielkanocnych przez skype...i kto wie, może właśnie tak będzie.Jak mamy sie wszyscy narobić po łokcie (jak teściówka) to po co?
      Nie, nie zamierzam się szarpać pomiędzy dwoma miastami. Zobaczymy jak będzie.
      A Córka myślę, że wie...w końcu mieszkała ze mną.

      Usuń
  2. Nie ma co robić z igły widły, a niektórzy faktycznie mają coś z tymi bakteriami...
    Pamiętam, gdy urodził się nasz mały. Teściowie nie pozwolili mi odwiedzić rodziców, ani zaprosić ich do siebie, bo w moim rodzinnym domu był pies, więc bakterie (według nich) - moi rodzice mogliby je przenieść na urodzone dziecko.
    Takie chore myślenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje- chore myślenie aczkolwiek uszanować w tym przypadku muszę.

      Zaśmiałam się teraz....przecież mogę zaopatzryć się w strój operacyjny jak do zabiegu, łącznie z maseczką na ryj :))))

      Usuń
  3. Widziałam właśnie wnusię na zdjęciu - śliczna !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ze tez ja dopiero teraz trafilam na Twoj blog! Mialabym cos do powiedzenia na temat tesciowych I zwierzat, zeby wylac swoje prywatne zale. Moja tesciowa zawsze miala jakiegos psa, ale nigdy zadnemu z nich nie wolno bylo nigdzie sie polozyc (w przestronnym domu na wsi), tylko na podlodze w kuchni, gdzie w ostatecznosci kladlo mu sie jakas szmate w czasie duzych mrozow. Dlaczego? Bo tak, I juz. Pies nie ma prawa lezec na miekkim. Temu ostatniemu psu siostra zmarlego dawno temu tescia litosciwie dala materacyk po swoim zaginionym kocie, ale... pies jest dwa razy wiekszy od kota I zawsze ktoras polowka psa nadal musi lezec poza materacem. Po mojej ostatniej wizycie w Polsce kupilam I wyslalam obszerne, wygodne I miekkie psie lozko z podwyzszonymi bokami, zeby sie kundel mogl wreszcie wygodnie raz w zyciu na nim rozwalic. I co? Przez pewien czas ona!!! uzywala go jako poduszki na swoj fotel!!! a potem zniklo!!! Pewnie swoim zwyczajem oddala go jakiejs swojej kumoszce, na 100% argumentujac tym, ze zajmuje zbyt duzo miejsca (w 200-tu metrowym domu, w ktorym mieszka sama!!!), a poza tym pies juz ma legowisko po kocie H. Znam ja 30 lat I coraz mniej ja toleruje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj życie psiaków na wsi to faktycznie koszmar.I tak z dziada pradziada idzie wzór jak je traktować. Jak sie nie raz oczytam na necie o kolejnych zaniedbaniach psiaków to "schodzę chora" z kompa.
    Poprzednio miałam kundelka od małego. Przeżył ze mną 16 lat, a obecna rudaska jest niechcianym spadkiem zmarłej znajomej. Śpi gdzie chce i nie wyobrażam sobie inaczej.
    Legowisko dla psa jako poduszka na fotel??!! no tak... komu miękko było to miękko. Szkoda słów.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń