środa, 29 sierpnia 2018

...i po urlopie.


Szybko minęły dwa tygodnie urlopu. Przyznam jednak szczerze, że wypoczęłam, zapomniałam o pracy całkowicie. A to dzięki mojej Wnusi. To nic, że noce nieprzespane, szybko zregenerowałam się w ciągu trzech ostatnich dni. Mogłam być z Nią codziennie, jeden tydzień u mnie, drugi u Młodych. Patrzeć jakie czyni postępy w rozwoju. Dużo radości i szczęścia daje ten Maluszek.Córka no cóż...przechodzi wszystkie etapy macierzyństwa, jak każda Mama. Zięciu robi wszystko, by dziewczynom nic nie brakowało. Teściowa...norma. Zapytana, nawet nie pamięta, kiedy była u Wnuczki.Na wszystko ma wytłuczenie: a to upał, a to samotnośc, a to opuchnięte nogi, a to działka....Taka babcia z napisu na dropsach. Nie mogę tego zdzierżyć.Odległość dwóch przystanków i potem góra 200 metrów i nic, zero.
Szkoda, bo traci bardzo wiele. No ale...to jej wybór. Nie powiem, żebym to przemilczała w rozmowie telefonicznej i chyba długo nie będziemy się słyszeć.

Jutro wracam do pracy, do wiru papierkowego, do nowego pokoju, do pokoju gdzie siedzę z......nową szefową. Ale mi sie trafiło co nie??!!!
Nooo ja też byłam zaskoczona propozycją Wszechwładnej, ale czy mogłam się nie zgodzić? Napomknęłam jedynie, że czuję się jak taki pionek, najpierw przeprowadzka tutaj, teraz na koniec korytarza, a potem to już chyba za okno, "ależ skąd, niech się Pani tak nie czuje"...bla bla bla. No i trzeba było znowu pakować swoje manele po raz drugi i wciskać się do kolejnego biura. Na początku byłam bardzo zestresowana, ale niepotrzebnie. Szefowa okazała się równą babką. Taka wiecie...swoja. Rzeczowa, nie żadna piła, i przeklnie i pogada. Poznała się już na Mąciwodzie :) a co z tego wyniknie? Zobaczymy.

No i mam niusa !!!!
Były ochajtał się po raz trzeci. Zatem wszystkiego najlepszego :)))




piątek, 10 sierpnia 2018

To już ???!!!



Nawet nie wiem co napisać w związku z tym. 
Co przeżyłam przez te lata, czego doświadczyłam, czego doznałam....jak to przeżyłam, co odczuwałam. Chyba nie ma co rozpamiętywać. 
Ważne co jest TU i TERAZ,

piątek, 11 maja 2018

Pierwszy w życiu dzień nad polskim morzem.


Wczoraj była przepiękna pogoda, wręcz skwar. Wieczorem zaś zaczął popadywać z lekka deszcz i moja 13-letnia osowiała z upału sunia po pierwszych kroplach deszczu, jakie na nią spadły, stała się najszybszym psem na osiedlu, gnającym do domu. Nie dziwota...przedwczoraj zafundowałam jej spa po zimie i w jej oczach można było oglądać "koszmar z ulicy wiązów", a potem potężny foch. Cóż...życie kochana, dwa razy w roku trzeba futro przetrzepać.

Dzisiaj w piątek raczej zimnawo. Było około godziny 12-ej. Popierdzielałam w programie na kompie. Marzyła mi się kawa, bo z deka powieki opadały. Nagle usłyszałam potężne pukanie do drzwi. "co za cham się dobija?"- pomyślałam. Po chwili otworzyły się drzwi i do biura wjechał wózek dziecięcy, sam wózek . Zdębiałam. Kątem oka zobaczyłam Zięcia za drzwiami. Myślałam, że padnę !!!!!!! Musiałam mieć durną minę.
Dzieciaki przyjechały !!! Z racji przestoju w pracy Zięcia, postanowili spędzić dwa dni nad morzem. Moja radość ogromna !!!! To ci niespodzianka. O mało nie obudziłam Malutkiej, która i tak spała snem czujnym. Moja Kruszyna odwiedziła Babcię w pracy !!!! Oczywiście, że pochwaliłam się Wnusią koleżankom. Kobitki jak to kobitki niuńkały do Małej. Szefowa dała nam luz. Pogadaliśmy, Zięciu wypił kawę, młoda Mama w międzyczasie nakarmila Małą i poszli na zakupy. Po pracy pędem skoczyłam po sunię i dotarłyśmy do dawnego mieszkania mojej Mamy, gdzie Rodzice się rozgościli. Rany...chyba pół chałupy przytachali !!! Jakieś łóżeczko turystyczne dla Małej, wanienkę i całe mnóstwo rzeczy. Zięciu ledwo zapakował się do wozu. Zjedliśmy wspólny obiad, pogadaliśmy, pośmialiśmy, no i oczywiście na przytulałam Niunię. 
Sunia jakby znikła. Zaczęłam szukać ją wzrokiem. I wypatrzyłam. Leżała na podłodze naprzeciwko i zazdrośnie zerkała między półkami w ławie. Aż mi się jej żal zrobiło.

Emocjonujący dzień. Pierwszy dzień w życiu Maluszka nad morzem. 
Ech.... Uwielbiam takie niespodzianki.

czwartek, 3 maja 2018

Mam rwanie :)



Jest około 8-ej rano. Naciągasz jakiś ciuch na grzbiet, prawie zdezelowane buty i ruszasz na poranny spacer z psem. Pogoda przepiękna. Rozkoszujesz się ciszą, osiedle powoli budzi się ze snu w ten wolny od pracy dzień. Ludzie przebiegają obok Ciebie w strojach sportowych, inni na rowerze. Sunia obwąchuje swoim zwyczajem wszystkie trawniki dookoła. Tu i tam słyszysz „dzień dobry”..odpowiadasz, uśmiechasz się. Niektórych przecież znasz, chociażby z widzenia.
Ni stąd ni zowąd podjeżdża rowerem jakiś starszy pan. Przystaje i zagaduje.
- ja przepraszam, widzę, że pani tak spaceruje z tym pieskiem, a ja chciałbym o coś zapytać.
Byłam święcie przekonana, że pytanie będzie dotyczyło suni, jej wieku, że tak dobrze wygląda mimo siwego pyszczka itp. Myślałam, że to kolejny zwierzolub –jak ja. 
I pada pytanie. Bardzo bezpośrednie pytanie.
- a pani to jest samotna?- ścięło mnie. Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale przytaknęłam.
Pan rozwinął temat, że szuka tak od dwóch lat towarzystwa, do wspólnego pójścia na balety, na kawę. Że nie pije, nie pali a czasami to smutno samemu i skoro widzi taką kobietę to postanowił spróbować.
 Wiecie jak to jest, kiedy zabraknie języka w gębie? Jedyne, co pozostaje to wyszczerzyć zęby.
 Nie powiem..pan zadbany, grzeczny, na wariata nie wyglądał.
Szybko sprowadziłam go na ziemię. Aczkolwiek delikatnie.
Uświadomiłam mu, że ja już nie szukam nikogo. Że pewne etapy pozamykałam, swoje przeżyłam i już nie chce.
- jak to jest w życiu? 45% facetów nie nadaje się do wspólnego życia, a potem 95% kobiet nie chce podjąć kolejnej próby z kimś innym.
- życie….nie chce się już człowiek narażać.
Nie powtórzę słowo w słowo całej rozmowy. Pan jeszcze jakąś chwilę próbował mnie przekonać chociażby do wspólnej kawy, ale podziękowałam i życzyłam powodzenia.
 Miłe zaskoczenie z rańca. I kto by pomyślał, że jeszcze coś takiego usłyszę.  
Wracając do domu pomyślałam o swoich przeżyciach z pierwszym i drugim mężem.
Czy chciałabym teraz cos zmieniać? Po raz kolejny starać się, zabiegać, ponownie się dostosowywać? Być poniekąd zależna, współodpowiedzialna za samopoczucie drugiej osoby?
Nieeee. Już nie.
W zupełności wystarczy mi to, co już mam.
Swojego małego Pędziwiatra.


czwartek, 19 kwietnia 2018

Teściowa.



One się nigdy nie dogadają i w sumie po licznych obserwacjach wcale się nie dziwię. Nie wiem czy to różnica pokoleń? Choć ja się z Zięciem dogaduje. Teksty Teściowej są powalające.
1.
- Tobie też trafiła się kupa?
- ???!!!! – zatkało mnie- Grażyna, przecież dziecko nie będzie tylko czyste i pachnące…zapomniałaś już?

2.
- to może ja sobie zrobię wycieczkę- powiedziała kiedy Zięciu miał mnie odwieźć po świętach
do domu.
- no, ale powrót tak gdzieś około 20-tej- próbował ją chyba zniechęcić Syn.
- no to nie wiem czy mi się to opłaca
- no to się zdecyduj, bo ja muszę wracać…wyboru nie mam- powiedziałam zniecierpliwiona
- to może zostaniesz jeszcze tutaj i posiedzisz z Córką i Malutką?- zapytałam i szybko podjęła decyzję.
- przecież i tak muszę tu przyjść w czwartek, bo ona idzie do lekarza..zresztą  i tak znowu nie mamy wspólnych tematów.
„Muszę”? Brzmiało mi w uszach.  Jakie „muszę”? Nic na siłę. Jak trzeba będzie to ona zataszczy dziecko ze sobą. Chodziło jedynie by nic w szpitalu Mała nie załapała.
No i oczywiście pojechała i zatruwała nam podróż. Nie pomyślała, że mogłaby pomóc Córce ogarnąc ten bajzel.
-kurcze jadę, a nawet nie pomogłam Ci posprzątac- zauważyłam na wyjściu, a Malutka akuratnie się obudzila i prosiła wrzaskiem o uwagę.
-dam sobie radę-odpowiedziała Córka wymownie patrząc na Teściową, a ona jakby nie słyszała.
Miałam wrażenie jakby uciekała od problemu, od Małej. W sumie to ani razu nie wzięła jej na ręce podczas mojego pobytu. Szpilki w tyłku miała zaraz po śniadaniu wielkanocnym. Ja rozumiem, że najlepiej w domu, no ale?
3.
-no i jak było?-zapytała Córka po powrocie z badania
- nie pytaj- usłyszała w odpowiedzi
4.
- wyspałas się?- zapytała Teściowa zaraz na drugi dzień mojego pobytu u Młodych
- a jak myślisz?- odpowiedziałam głupim pytaniem na głupie pytanie. Noworodek w domu, to wiadomo, że noc nieprzespana. Zapomniała totalnie??? Nie oglądałam tak jak ona poprzedniego wieczoru serialu do 1-szej w nocy. I nie przyszłam na śniadanko wyspana.

5.
Pamiętam jak pojechałam do Córki po raz pierwszy od narodzin. Nosiłam i tuliłam tą Małą. Chciałam się nią nacieszyć. Teściowa tylko patrzyła. Potem kiedyś, jak była na pilnowaniu u Małej, dzieciaczek miał chyba zły dzień. Płakała bardzo.
-to możliwe, żeby uzależniła się od noszenia?-wypaliła Teściowa
- tak !! od noszenia przez 1 dzień.-odparowała Córka.

Dla niej liczy się tylko ona i jej działka i koty, które dokarmia, no i kasa. Na te tematy mogłaby w nieskończoność. Tak bardzo chciała mieć wnuczkę lub wnuka i co? Tylko na pokaz dla sąsiadek? No, ale jak się miało tyle rąk do pomocy przy jednym dziecku i można się było opier..ć to chyba się opieki w pojedynkę nad dzieckiem nie rozumie.
6. 
- tak sobie pomyślałam, żeby odkładać dla Małej po 100 zł m-cznie do 18 roku życia, ale ponad 20 tys. to raczej mało się uzbiera.
Młodzi zaczęli protestować, że nie trzeba.
- mało???? Zrobisz jak uważasz, a Młodych nie musisz pytać o zdanie- ucięłam temat.
Nie wiem czy chciała zaimponować, czy liczyła właśnie na ten protest. Ona taka skora do dawania kasy nie jest. Tyle to wiem.

Niby taka obolała, ale szturmem pokonała pół pokoju jak jej telefon zadzwonił. Nie wspomnę, że jej grzebanie w komórce zakończyło się wzięciem koszyczka przez Zięcia i zapakowaniem wszystkich aparatów do kupy.
-ma być dialog, a nie fejs-warknął
„o matko, znowu”- pomyślałam
Atmosfera już zgęstniała na początku, kiedy okazało się, że Teściowa napiekła niesamowitą ilość mięsa, choć proszono by było tylko 3 sztuki, bo potem nie ma co z tym zrobić i trzeba mrozić, a lodówka nie jest z gumy. No to wyszło jej ponad 5 !!!! Zięciu się zagotował. Jaaaa osobiście nie wiedziałam gdzie wleźć by nie być świadkiem tej żenującej sytuacji.

Jak byliśmy w trójkę, jeszcze przed świetami, szykowaliśmy, to była taka świetna atmosfera. Radyjko w kuchni, stacja Wawa-Szczecin- mjuzik, wygłupy i szło jak po maśle. Chichy, śmichy. Z nią sobie tego nie wyobrażam. Zaraz na jej wejściu odczuwa się napięcie. Jakby każdy z osobna się spinał.

Moja teściowa określiła się jednoznacznie jak urodziłam Córkę.
-ja już swoje dzieci wychowałam- i wiedziałam na czym stoję. Na swoją mamę zawsze mogłam liczyć. Teściowa natomiast zawsze brała pod skrzydła synka alkoholika. „bo on jest chory”. Swój błąd zrozumiała długo po jego śmierci.
Ale cóż…. Jak to gdzieś słyszałam…. „teściowa i synowa to nie rodzina”
A zięć i teściowa?

Cała ta sytuacja trochę mnie smuci. Miałam nadzieję, że Teściowa nabierze jakiejś energii po narodzinach Małej. Będzie miała jakąs motywację do życia. Przecież tak chciała być babcią. Że z chęcią będzie odwiedzać Wnuczkę, chodzić na spacery…a tymczasem….
Faktem jest, że w tym gniazdku nie porządzi sobie jak robiła to w swoim. Trafiła kosa na kamień w chwili przesuniecia godziny ślubu Młodych. Tak wałkowała, tak wałkowała, że dopięła swego i wtedy moja Córka oprzytomniała.

sobota, 17 marca 2018

Zleciał tydzień.


Zleciał tydzień jak z bicza strzelił.
Nowa szefowa to całkiem fajna babka. Taka normalna, rzeczowa...ludzka. No cóż...i już zdążyła się przekonać jaka jest mąciwoda.
Był znany termin ważnej wizyty, nazwijmy to "kontrolera" i mąciwoda zafundowała sobie urlop na żądanie. Następnego dnia przyszła jakby nigdy nic, a po następnym dniu doniosła zwolnienie aż do 20 marca. Wiem, że rzekomo cierpi na jakieś tam uchyłki w jelicie, czy gdzieś tam...to trudno wykryć i tym samym co jakiś czas, jak jest gorąco w pracy, bierze zwolnienie.
Nie dziwi nic... bynajmniej mnie...znam jej numery. I suma summarum sprawdziło się co przewidziałam "będzie brala emeryturę i wynagrodzenie... niekoniecznie będąc w pracy". Wyszło na moje.
No ale szefowa nie w ciemię bita. Wyraziła swoje niezadowolenie za numer z urlopem Wszechwładnej, że to nie powinno mieć miejsca, że ona jest tu nowa, tamta powinna być podczas "wizytacji" i cóż takiego mogło jej wypaść, że nie przyszła. Wszechwładna była rozczarowana, nie znam szczegółów.
- a pani kiedy pójdzie na zwolnienie?-zapytała mnie żartem
- ja na zwolnieniu nie byłam już 12 lat- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Teraz pewnie zacznie się "ślizgawka" mąciwody a tym samym zaległości w jej pracy, której nikt nie ruszy, bo tylko ona ją zna. I tym samym ona gra pierwsze skrzypce- niezastąpiona lady.
Co to dalej będzie? Nie wiem.

Z życia prywatnego w sumie nic zaskakującego. Może jedynie zwiększona liczba znajomych, jak to bywa co roku przy rozliczaniu PIT-ów. Masz wtedy branie, że hej !!!!!!!!!! A ja już na prawdę rzygam tymi papierami. Czuję się jak skopany karton, a ludzie nie mają wyczucia...nawet po pracy trują, by zamknać sie na kolejny rok.
Tęsknię za Malutką. Codziennie mam nowe fotki od Córki czy też Zięcia, ale to nie to samo co dotknąć, potrzymać na rękach. Cóż...trzeba przywyknąć, że inaczej się nie da.
Nie można mieć w życiu wszystkiego :)


wtorek, 13 marca 2018

Niespodzianka.



Piątek był dniem pełnym wrażeń. Niesamowitych wrażeń.
Uknuliśmy z Zięciem niespodziankę. Zaraz po pracy pojechałam do domu. Wrzuciłam majty, skarpety, jakomciś bluzkę, kapcie do torby, oraz pięknie wyszywany, oprawiony obraz, który zrobiła moja zdolna przyjaciółka w związku z narodzinami Wnusi. i…. jebudu na autobus. Ponieważ wjazd i wydostanie się z mojego miasta zajęłoby Zięciowi dużo czasu umówiliśmy się w dogodnym miejscu. Co chwila informując się, gdzie kto jest. Sunia niestety musiała zostać z opiekunką, która serdecznie się na to zgodziła.
I ruszyliśmy. Droga minęła bardzo szybko, tym bardziej, że się dogadujemy.
Zięć pierwszy wszedł do mieszkania. Ja wgramoliłam się cichutko za nim. Słyszałam cichy głos Córki, która odpowiadała meżowi, że wszystko w porządku.
Wychyliłam się zza ściany i uśmiechnęłam do młodej, obolałej Mamy. Skrzywiła się mówiąc „a co ty tutaj robisz?” i rozryczała. A ja stara mama przytuliłam ją mocno i obie chlipałyśmy.
- pożyczysz mi piżamę, bo zapomniałam- spytałam by rozładować wzruszenie.

Ech ludziska !!!!! Taka byłam twarda, taka ….żeby nie powiedzieć obojętna….ale jak zobaczyłam Małą to wymiękłam całkowicie.  Sama po sobie się nie spodziewałam takiej reakcji. Bałam się jak cholera, kiedy Córka wcisnęła mi Malutką na ręce. Ale potem…. Niesamowite uczucie błogości, radości, w brzuchu eksplozja motyli. Nie da się tego opisać. Taka malutka kruszyna złamała starą wygę.

W sobotę zostałam z Malutką sama. Rodzice pojechali na „przegląd” Mamy do szpitala. Cięcie nie goiło się dobrze. No i jak to w takich przypadkach bywa …Wnusia postanowiła sprawdzić umiejętności Babci. Czy jeszcze pamięta jak to jest przewijać małe dziecię. Usłyszałam głośnego bąka i cóż było robić? Odczekałam chwilkę i …..”nie, nie będziesz z babcią osrana leżala” –powiedziałam głośno. Ostrożnie wzięłam Maleństwo na ręce i zaniosłam na przewijak. Widziałam jak robią to młodzi rodzice, to ja sobie nie poradzę ?? No kurde !!! Poradzę. Pielucha odpięta, pupcia przemyta, pielucha czyściucha założona, porty zakasane. I jest już świeżutka Mała. Zdałam egzamin.

Reszta dnia wiadomo, karmienie, przewijanie i wesoła atmosfera. Tego chyba Córce było trzeba, bo już się balismy, że w jakąs deprechę wpadnie. Już wcześniej sam sms Zięcia, żebym zadzwoniła do Córki bo histerii dostała wprawił mnie w duży niepokój.
- acha… to mam przedzwonić i ją opierd…ć- zaśmiałam się
- no mamo, ja tego nie zrobię. Ja tutaj jestem by jej pomóc, a ona się obwinia, że nie może za wiele zrobić przy Małej bo jest obolała.
No oczywiście, że zadzwoniłam. Uspokoiłam, nagadałam, dodałam otuchy i chyba zadziałalo. Choć wizyta na pewno wiele dała.
Czy było tak slodko cały czas? Nie do końca. Rozmowę z Teściówką też sobie zafundowałam, ale o tym to następnym razem.


Tymczasem wklejam wzór dzieła przyjaciółki. Brakuje na nim jedynie imienia dziecka, daty urodzin i wymiarów Maluszka.


wtorek, 6 marca 2018

Po prostu.


Czy kobieta po normalnym porodzie zrozumie kobietę po cesarce? Jak widać nie.
Córka wyszła ze szpitala dopiero w poniedziałek. Jeszcze musieli naświetlać Maluszka, bo żółtaczka się pojawiła. Doskonale rozumiałam smutek Córki, która jak najszybciej chciała wracać do domu, choć Zięciu wspierał ją codziennie przy najprostszej czynności. Obolała, zmęczona, w końcu się doczekała.

Wiadomo…szpital nie działa kojąco, a wręcz odstraszająco. Teściówka prawie obrażona, że Wnuczki nie mogła odwiedzić w szpitalu. Nie rozumiała kobieta, że to zerowy komfort dla mojego dziecka. Oczywiście nie omieszkała wspomnieć w rozmowie, że jej sąsiadki są baaardzo zdziwione, że nie mogła przyjechać do szpitala. Potem zaczęły się żale, że czuje się odtrącona, niepotrzebna itp.
- no wiesz…poniekąd sama się do tego przyczyniłaś, po śmierci meża znajomi cię zapraszali i odmawiałas, wiec w końcu przestali….- a co ja mam powiedzieć? –spytałam.-Jestem ponad setkę kilometrów od Córki
- no wiesz, ja mam tylko Jego- zaczęła o synu.
„no a ja mam całe stado dzieci”- pomyślałam.
- słuchaj, ja tu jestem sama, ty masz ich na wyciagnięcie ręki. Poczekaj, wrócą do domu i zobaczysz Małą. Ja do dziś jakoś nie mogę sie pogodzić z wyprowadzką Córki
Nie powiem…Zięciu proponował, że przyjedzie po mnie, by zrobić żonie niespodzianke. Już wszystko miał zaplanowane. Szkoda, że mnie nie zapytał wcześniej.
- Może mama sobie wziąć wolne na poniedziałek? Przyjadę po mamę, będzie mama spała u mojej z psem, bo wie mama….Mała jeszcze nie odporna.
-Posłuchaj..to nie jest dobry pomysł…ja jestem przeziębiona, opryszczka mi wyskoczyla, nie będę narażać Małej. Poza tym w tym czasie mam masę pracy i nie wyrobię się do piątku, jak w poniedziałek zawale. Bardzo dziękuje, że pomyślałeś….
- No nie…. rozumiem…. myślałem….

Czy kobieta  po normalnym porodzie, mająca do pomocy trzy osoby w domu zrozumie kobietę po cesarce zostającą samą z dzieckiem? Jak widać nie.
- no bo wiesz, K. wraca w poniedziałek już do pracy, bo szef już nosem kręcił, że jak jego córka była w ciąży to mąż z nią tak nie latał na te wszystkie badania
- nie bardzo rozumiem, jego córka ma takiego a nie innego męża, a moja ma takiego, który na każde z nią chodził. Przecież nie pracuje tam od wczoraj i na pewno szef nie będzie robił problemów. Ja to nawet bym była zadowolona jakby jeszcze tydzień wziął wolnego….i chyba ją zatkało.


Dziś Teściówka zaliczyła w końcu wizytację. Nie wspomnę, że to ja przekonałam Córkę by w końcu do tego doszło. Nie oszukujmy się, Córka za nią nie przepada. No i co? Posiedziała zaledwie godzinkę korzystając z nadarzającej się okazji, że synuś tak jak ją przywiózł, tak i odwiezie. Chryste !!!! Przecież są autobusy. Mogla nawet posiedzieć dłużej, on by cos tam załatwił poza domem i dopiero odwiózł, Czy mierzenie cukru we krwi musi być  ZAWSZE o danej godzinie, czy nie mogła zostać na obiad?…NIE….musiała się z nim zabrać. I tyle z jej wielkich odwiedzin. A potem się będzie żalić, że nawet nie zaproszą. No zaprosili i co?
Potem zadzwoniła do mnie i się chwaliła, że widziała Maluszka.
- No ty to chyba na święta dopiero, tak mówiła córka -(odezwała się TA, która za pierwszą moją powitalną wizytą u niej na Boże Narodzenie-powiedziała, że nie lubi świąt, bo trzeba się tyle narobić)
- jeszcze nie wiem, widziałaś kalendarz? Ja w tym czasie mam dużo pracy, potem kolejna i kolejna.
- no faktycznie
-No to może jakiś urlop?
- nie mogę tak szastać urlopem, opiekunka suni będzie mieć zabieg na oczy, tez muszę o tym myśleć
- no to może w tygodniu, pies byłby u mnie w tym czasie, chociaż na pół dnia, syn podjedzie po ciebie
- a samochód to na wodę jeździ?
- no po teściową to by pojechał
Co oni kurwa wszyscy z tym psem? Nieee, no najlepiej …powinnam iść chyba za przykładem Teściówki i zaraz po wyprowadzce męża do młodszej dziuni, a tym bardziej po wyprowadzce Córki oddać psa do schroniska, tak jak zrobiła to Teściówka z kotem zaraz po śmierci męża. Podobnież zachowywał się nieobliczalnie i kazała go oddać.A czy dała mu czas na oswojenie z nową sytuacją? Ale cudze na działkę to zapierd.... dokarmiać.Nawet w święta trzeba było z nią jechać.

No dla niej żaden problem wolne jak się pracowało zaledwie kilka lat a potem siadło na garb męża i heja !!!!!
Tak ,jestem wkurwiona.
Pracuje do cholery…nie dla przyjemności, tylko by nie być zależną od innych, do emerytury mi jeszcze daleko i nie mam sposobności przeskoczyć na emeryturkę po meżu.
Nikt z opuszczających ten dom ani razu nie zapytał, co z psem. Nikt, a teraz widzę, że to chyba problem. Jeżeli już, to tylko mój.
Mam wielką ochotę zobaczyć Małą, ale się kurwa nie rozdwoje.
Po prostu.
I nie mam zamiaru nikogo narażać na zarazki od psa, a oddać go ani myślę.

sobota, 3 marca 2018

Zostałam babcią.

Wczoraj zostałam babcią pełną gębą.
Cała akcja rozpoczęła się mniej więcej po 11-tej. Z trudem mogłam skupić się w pracy. Nie dzwoniłam do Zięcia, czekałam cierpliwie, wiedziałam, że może być cieżko. Rozmawiałam jedynie z teściówką, która tez była zaniepokojona.
Cierpliwy wynagrodzony.
Około 21-szej otrzymałam mmsa ze zdjęciem Maluszka. Popłakałam się.."Mój Maluch została mamą"- pomyślałam.
Taka drobniutka istota-Alicja przyszła na świat o 19:22 . Długaśna, bo aż 55 cm.
Córka troszkę pokiereszowana przez cesarkę. Mimo prób naturalnych trzeba było ciąć, pępowina stwarzała niebezpieczeństwo.Szybka decyzja lekarza i Zięciu ostał się sam otępiały z emocji. Kogoś tam zrugał, 30 minut niewiedzy na temat swoich dziewczyn wyprowadziło go z równowagi.
Cieszę się, że wszystko zakończyło się dobrze i rodzina szczęśliwie się powiększyła. Oby im się teraz wiodło jak najlepiej.
A kiedy zobaczę Wnuczkę na żywo? Tego jeszcze nie wiem.


wtorek, 27 lutego 2018

Jaką ja będę....



Dziś Córka poinformowała mnie, że z uwagi na jej cukrzycę ciążową lekarz zadecydował JUŻ pobyt w szpitalu. Jutro ma się stawić rano. No cóż… skoro to konieczne…, bo termin tuż tuż to wyboru raczej nie ma. Pomoc przy wywołaniu porodu wskazana w Jej przypadku.
Kiedyś tak się nie przejmowano. Teraz ciągle jakieś badania, robienie wyników, specjalne zastrzyki. Faktem jest, że kiedyś kobiety były silniejsze, a z uwagi na zanieczyszczone środowisko kolejne pokolenie coraz słabsze.
Nie powiem, żebym się nie przejęła, ale przecież się Jej nie przyznam.
Ważne, że Zięć na miejscu, zawsze może podjechać, przytulić czy też uczestniczyć w samym akcie narodzin.
- nie przejmuj się, nie słuchaj głupich gadek o chorych dzieciach, ciężkim porodzie, że to ból nie do wytrzymania- najlepiej to sobie weź słuchawki, wrzeszcz sobie ile chcesz…albo jak na tym filmie złap K. za jaja i ściśnij.
Próbowałam rozładować napięcie. Samo słowo „szpital” spowodowało, że Córka już nic nie słyszała, co lekarz dalej mówił.
To wszystko rady matki, a jak zareagowałaby babcia?

No ja pamiętam do dziś reakcję mojej mamy na samą moją ciąże. Asystowała mi przy rozmowie moja ciotka, bo sama nie miałam odwagi powiedzieć. „to już się kur… idzie powiesić” usłyszałam. Pamiętam to do dziś. Po latach mogłam się przekonać, że miała rację, co do ojca Córki. Ja głupia wtedy, nieznająca życia miałam nadzieję, że on się zmieni. Niestety. Zgotowal nam piekło.
Babcią była dobrą… jak to ujęła jej znajoma „pierdol… ta na punkcie wnuczki”. Świata poza nią nie widziała. Wychowałam Córkę na silną kobietę, stojącą twardo na ziemi, niezależną, nie dającą sobie wejść na głowę. Wiem, że sobie poradzi w życiu.
A jaką ja będę babcią?
Nie mam bladego pojęcia.


niedziela, 18 lutego 2018

Cóż chcieć więcej.


Niedzielny poranek. Niektórzy jeszcze smacznie śpią, a ja już po porannym spacerze z psem.
Parująca kawa przede mną. Za mną grzeje dupcię sunia. Zawsze się wtryni na fotel po śniadaniu.
Lubię w takiej ciszy posiedzieć i pogapić się przez okno na sosny lekko dziś kołyszące.
Cóż chcieć więcej….
Trzeba naładować baterie przed kolejnym tygodniem pracy.




niedziela, 11 lutego 2018

Tiaaa

Ciężkie rozczarowanie w pracy. Po tylu latach .... i chyba w życiu już nic mnie nie zdziwi. Nie przetrawiłam tego do końca. I trudno mi się z tym pogodzić. Trudno nabrać dystansu. Ot taki charakter durny. Wiele pamiętam z przeszłości, choć chciałabym zapomnieć.Do kolekcji dodaję zatem rozmowę z Wszechwładną, która straciła wiele w moich oczach. Sądziłam, że jest obiektywna-niestety. Jej polipy w tyłku chyba już zostały przejrzane przez mąciwodę....
No cóż.... ja swoich przejrzeć nie dam.

A tymczasem weekend zbliża się ku końcowi i trzeba jutro z podwójną maską na ryju iść do pracy. Jedna dla życzliwych, swojskich- druga dla tych po kolonoskopii.

A tu zostawiam szczery uśmiech




wtorek, 6 lutego 2018

...

Czasami jest już tak chujowo, że zaczynasz się śmiać....przez łzy.
I taki właśnie dzień nadszedł.


piątek, 2 lutego 2018

Zaskoczenie dla wszystkich.

Wiedziałam, że życie jest niesprawiedliwe, ale żeby aż TAK!!!
Większości z nas kopary opadły na wieść, że mąciwoda zostaje...mało tego ..to jeszcze awansuje. Ktokolwiek inny tylko nie ONA !!! Bóg nas opuścił? Osoba, która zatruła całą atmosferę w pracy, z poprzedniej zastępczyni zrobiła osobę chorą psychicznie i kobieta musiała odejść. Osoba, która wespół zespół z poprzednią szefową stanowiły team by innych upodlić. Szefowa odeszła, przyszła nowa i teraz ta manipulantka będzie okręcać sobie wokół paluszka kolejną? I jeszcze nami rządzić.A ten cyrk ze łzami w oczach na pożegnaniu szefowej, istny teatrzyk odstawiła.
Postanowiłam, że będę ją traktować tak samo jak ona niedoszłą zastępczynię...cytując jej odzywki wobec tamtej.
Nie rozumiem postępowania Wszechwładnej. Sama kiedyś z sarkazmem określiła zachowanie mąciwody, że w ten swój wyrachowany sposób się dowartościowuje, a teraz TO?

Cóż pracować trzeba, wiele zdzierżyłam, więc to też przeboleje byle tylko nie wchodziła mi w drogę. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że lekko nie będzie, ale nie dajemy się.
A tymczasem jest piątek, weekendu początek i można odetchnąć od tej obłudy.
A nawet....


Odpoczynek po intensywnym tygodniu pracy się należy.

wtorek, 30 stycznia 2018

Kardiolog.

Nie było dużo ludzi, ale wolałam dołączyć do tej garstki, by potem znowu nie usłyszeć za plecami, że " po znajomości", mimo że byłam legalnie zarejestrowana.Czekałam 45 minut by ów kardiolog sie zjawił.
Nooo zjawił sie...łypnął z windy, że juz sie idzie przebierać i zaraz schodzi. Ludzie sie ożywili. Kolejne 15 minut czekania i wysłuchiwania żali pacjentów w kolejce. Można się rozchorować od tego.
Zjawił się cudotwórca, szybko wypisał skierowania... te PILNE i zaczął przyjmować tych z płytką. Dzierżyłam w dłoni takową więc weszłam. Chyba mnie skojarzył z tych "znajomych-tutejszych" i stwierdził, że musi pilnie zadzwonić i oddalił sie na około 15 minut zostawiając mnie w gabinecie. No żesz... siedziałam i gapiłam się jak sroka w gnat na monitor....
Wrócił, przejrzał moje wyniki holtera i ....
No cóż...nadal cos mnie sie tam nie domyka i za szybko bije pompka. Chcial zmienic leki, ale poinformowałam go, że dopiero co wykupiłam pakiet na 3 m-ce (mam je wyrzucic?) odpuścił. Jutro mam się stawić ponownie i w sumie nie wiem, czy na kolejnego holtera ściskacza z pompką, czy na biegi.

środa, 24 stycznia 2018

Jak wszyscy to wszyscy.

Nie myli się tylko ten, kto nie pracuje.
Każdy czegoś tam nie upilnuje…nie specjalnie przecież. Mnie nieskromnie pisząc ….oj kurde nie pamiętam, kiedy się zdarzyło.
No, ale  padło w maju na mąciwodę. Nota obciążeniowa…bach !!!! i ciągle nie opłacona a mamy styczeń.
Sama słyszałam, że tego nie opłaci.
No przecież…ONA?!

środa, 17 stycznia 2018

Holter

Kolejne badanie holtera. "Plajstry" tak niefortunnie poprzyklejane, że chodziłam prawie zgarbiona. Ciągnęło na cyckach jak cholera, juz nie wspomne o swędzeniu..24 godziny tego okablowania sprawiało mi duży dyskomfort.Jedyne co mnie pocieszało, to to że nie mam włosów na klacie...przy zrywaniu chybabym zeszła.

W pracy strasznie wkurzyłam sie mąciwodą. Jednak zostaje !!!!! A w dodatku wysunęła 'żądania" co do płacy... no szlag!!! jak usłyszałam ile sobie "krzyknęła" to aż sie zagotowałam.
Jak Wszechwładna na to pójdzie, to jak NIGDY nie prosiłam o audiencję u niej, to teraz będe pierwsza.

Opowiedziałam Córce o wszystkim zaraz po zakończeniu pracy.. Wysłuchała .. a jakże i rozbroiła mnie jednym zdaniem:
" a holtera zdążyli ci ściągnąć zanim....?"

czwartek, 11 stycznia 2018

Kolejna zmiana.

Niespodziewanie (jak to w życiu bywa) nastają zmiany.
No i właśnie ta zmiana ....to nowe miejsce w sieci, by móc dalej kontynuować swój blogowy żywot.