sobota, 17 marca 2018

Zleciał tydzień.


Zleciał tydzień jak z bicza strzelił.
Nowa szefowa to całkiem fajna babka. Taka normalna, rzeczowa...ludzka. No cóż...i już zdążyła się przekonać jaka jest mąciwoda.
Był znany termin ważnej wizyty, nazwijmy to "kontrolera" i mąciwoda zafundowała sobie urlop na żądanie. Następnego dnia przyszła jakby nigdy nic, a po następnym dniu doniosła zwolnienie aż do 20 marca. Wiem, że rzekomo cierpi na jakieś tam uchyłki w jelicie, czy gdzieś tam...to trudno wykryć i tym samym co jakiś czas, jak jest gorąco w pracy, bierze zwolnienie.
Nie dziwi nic... bynajmniej mnie...znam jej numery. I suma summarum sprawdziło się co przewidziałam "będzie brala emeryturę i wynagrodzenie... niekoniecznie będąc w pracy". Wyszło na moje.
No ale szefowa nie w ciemię bita. Wyraziła swoje niezadowolenie za numer z urlopem Wszechwładnej, że to nie powinno mieć miejsca, że ona jest tu nowa, tamta powinna być podczas "wizytacji" i cóż takiego mogło jej wypaść, że nie przyszła. Wszechwładna była rozczarowana, nie znam szczegółów.
- a pani kiedy pójdzie na zwolnienie?-zapytała mnie żartem
- ja na zwolnieniu nie byłam już 12 lat- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Teraz pewnie zacznie się "ślizgawka" mąciwody a tym samym zaległości w jej pracy, której nikt nie ruszy, bo tylko ona ją zna. I tym samym ona gra pierwsze skrzypce- niezastąpiona lady.
Co to dalej będzie? Nie wiem.

Z życia prywatnego w sumie nic zaskakującego. Może jedynie zwiększona liczba znajomych, jak to bywa co roku przy rozliczaniu PIT-ów. Masz wtedy branie, że hej !!!!!!!!!! A ja już na prawdę rzygam tymi papierami. Czuję się jak skopany karton, a ludzie nie mają wyczucia...nawet po pracy trują, by zamknać sie na kolejny rok.
Tęsknię za Malutką. Codziennie mam nowe fotki od Córki czy też Zięcia, ale to nie to samo co dotknąć, potrzymać na rękach. Cóż...trzeba przywyknąć, że inaczej się nie da.
Nie można mieć w życiu wszystkiego :)


wtorek, 13 marca 2018

Niespodzianka.



Piątek był dniem pełnym wrażeń. Niesamowitych wrażeń.
Uknuliśmy z Zięciem niespodziankę. Zaraz po pracy pojechałam do domu. Wrzuciłam majty, skarpety, jakomciś bluzkę, kapcie do torby, oraz pięknie wyszywany, oprawiony obraz, który zrobiła moja zdolna przyjaciółka w związku z narodzinami Wnusi. i…. jebudu na autobus. Ponieważ wjazd i wydostanie się z mojego miasta zajęłoby Zięciowi dużo czasu umówiliśmy się w dogodnym miejscu. Co chwila informując się, gdzie kto jest. Sunia niestety musiała zostać z opiekunką, która serdecznie się na to zgodziła.
I ruszyliśmy. Droga minęła bardzo szybko, tym bardziej, że się dogadujemy.
Zięć pierwszy wszedł do mieszkania. Ja wgramoliłam się cichutko za nim. Słyszałam cichy głos Córki, która odpowiadała meżowi, że wszystko w porządku.
Wychyliłam się zza ściany i uśmiechnęłam do młodej, obolałej Mamy. Skrzywiła się mówiąc „a co ty tutaj robisz?” i rozryczała. A ja stara mama przytuliłam ją mocno i obie chlipałyśmy.
- pożyczysz mi piżamę, bo zapomniałam- spytałam by rozładować wzruszenie.

Ech ludziska !!!!! Taka byłam twarda, taka ….żeby nie powiedzieć obojętna….ale jak zobaczyłam Małą to wymiękłam całkowicie.  Sama po sobie się nie spodziewałam takiej reakcji. Bałam się jak cholera, kiedy Córka wcisnęła mi Malutką na ręce. Ale potem…. Niesamowite uczucie błogości, radości, w brzuchu eksplozja motyli. Nie da się tego opisać. Taka malutka kruszyna złamała starą wygę.

W sobotę zostałam z Malutką sama. Rodzice pojechali na „przegląd” Mamy do szpitala. Cięcie nie goiło się dobrze. No i jak to w takich przypadkach bywa …Wnusia postanowiła sprawdzić umiejętności Babci. Czy jeszcze pamięta jak to jest przewijać małe dziecię. Usłyszałam głośnego bąka i cóż było robić? Odczekałam chwilkę i …..”nie, nie będziesz z babcią osrana leżala” –powiedziałam głośno. Ostrożnie wzięłam Maleństwo na ręce i zaniosłam na przewijak. Widziałam jak robią to młodzi rodzice, to ja sobie nie poradzę ?? No kurde !!! Poradzę. Pielucha odpięta, pupcia przemyta, pielucha czyściucha założona, porty zakasane. I jest już świeżutka Mała. Zdałam egzamin.

Reszta dnia wiadomo, karmienie, przewijanie i wesoła atmosfera. Tego chyba Córce było trzeba, bo już się balismy, że w jakąs deprechę wpadnie. Już wcześniej sam sms Zięcia, żebym zadzwoniła do Córki bo histerii dostała wprawił mnie w duży niepokój.
- acha… to mam przedzwonić i ją opierd…ć- zaśmiałam się
- no mamo, ja tego nie zrobię. Ja tutaj jestem by jej pomóc, a ona się obwinia, że nie może za wiele zrobić przy Małej bo jest obolała.
No oczywiście, że zadzwoniłam. Uspokoiłam, nagadałam, dodałam otuchy i chyba zadziałalo. Choć wizyta na pewno wiele dała.
Czy było tak slodko cały czas? Nie do końca. Rozmowę z Teściówką też sobie zafundowałam, ale o tym to następnym razem.


Tymczasem wklejam wzór dzieła przyjaciółki. Brakuje na nim jedynie imienia dziecka, daty urodzin i wymiarów Maluszka.


wtorek, 6 marca 2018

Po prostu.


Czy kobieta po normalnym porodzie zrozumie kobietę po cesarce? Jak widać nie.
Córka wyszła ze szpitala dopiero w poniedziałek. Jeszcze musieli naświetlać Maluszka, bo żółtaczka się pojawiła. Doskonale rozumiałam smutek Córki, która jak najszybciej chciała wracać do domu, choć Zięciu wspierał ją codziennie przy najprostszej czynności. Obolała, zmęczona, w końcu się doczekała.

Wiadomo…szpital nie działa kojąco, a wręcz odstraszająco. Teściówka prawie obrażona, że Wnuczki nie mogła odwiedzić w szpitalu. Nie rozumiała kobieta, że to zerowy komfort dla mojego dziecka. Oczywiście nie omieszkała wspomnieć w rozmowie, że jej sąsiadki są baaardzo zdziwione, że nie mogła przyjechać do szpitala. Potem zaczęły się żale, że czuje się odtrącona, niepotrzebna itp.
- no wiesz…poniekąd sama się do tego przyczyniłaś, po śmierci meża znajomi cię zapraszali i odmawiałas, wiec w końcu przestali….- a co ja mam powiedzieć? –spytałam.-Jestem ponad setkę kilometrów od Córki
- no wiesz, ja mam tylko Jego- zaczęła o synu.
„no a ja mam całe stado dzieci”- pomyślałam.
- słuchaj, ja tu jestem sama, ty masz ich na wyciagnięcie ręki. Poczekaj, wrócą do domu i zobaczysz Małą. Ja do dziś jakoś nie mogę sie pogodzić z wyprowadzką Córki
Nie powiem…Zięciu proponował, że przyjedzie po mnie, by zrobić żonie niespodzianke. Już wszystko miał zaplanowane. Szkoda, że mnie nie zapytał wcześniej.
- Może mama sobie wziąć wolne na poniedziałek? Przyjadę po mamę, będzie mama spała u mojej z psem, bo wie mama….Mała jeszcze nie odporna.
-Posłuchaj..to nie jest dobry pomysł…ja jestem przeziębiona, opryszczka mi wyskoczyla, nie będę narażać Małej. Poza tym w tym czasie mam masę pracy i nie wyrobię się do piątku, jak w poniedziałek zawale. Bardzo dziękuje, że pomyślałeś….
- No nie…. rozumiem…. myślałem….

Czy kobieta  po normalnym porodzie, mająca do pomocy trzy osoby w domu zrozumie kobietę po cesarce zostającą samą z dzieckiem? Jak widać nie.
- no bo wiesz, K. wraca w poniedziałek już do pracy, bo szef już nosem kręcił, że jak jego córka była w ciąży to mąż z nią tak nie latał na te wszystkie badania
- nie bardzo rozumiem, jego córka ma takiego a nie innego męża, a moja ma takiego, który na każde z nią chodził. Przecież nie pracuje tam od wczoraj i na pewno szef nie będzie robił problemów. Ja to nawet bym była zadowolona jakby jeszcze tydzień wziął wolnego….i chyba ją zatkało.


Dziś Teściówka zaliczyła w końcu wizytację. Nie wspomnę, że to ja przekonałam Córkę by w końcu do tego doszło. Nie oszukujmy się, Córka za nią nie przepada. No i co? Posiedziała zaledwie godzinkę korzystając z nadarzającej się okazji, że synuś tak jak ją przywiózł, tak i odwiezie. Chryste !!!! Przecież są autobusy. Mogla nawet posiedzieć dłużej, on by cos tam załatwił poza domem i dopiero odwiózł, Czy mierzenie cukru we krwi musi być  ZAWSZE o danej godzinie, czy nie mogła zostać na obiad?…NIE….musiała się z nim zabrać. I tyle z jej wielkich odwiedzin. A potem się będzie żalić, że nawet nie zaproszą. No zaprosili i co?
Potem zadzwoniła do mnie i się chwaliła, że widziała Maluszka.
- No ty to chyba na święta dopiero, tak mówiła córka -(odezwała się TA, która za pierwszą moją powitalną wizytą u niej na Boże Narodzenie-powiedziała, że nie lubi świąt, bo trzeba się tyle narobić)
- jeszcze nie wiem, widziałaś kalendarz? Ja w tym czasie mam dużo pracy, potem kolejna i kolejna.
- no faktycznie
-No to może jakiś urlop?
- nie mogę tak szastać urlopem, opiekunka suni będzie mieć zabieg na oczy, tez muszę o tym myśleć
- no to może w tygodniu, pies byłby u mnie w tym czasie, chociaż na pół dnia, syn podjedzie po ciebie
- a samochód to na wodę jeździ?
- no po teściową to by pojechał
Co oni kurwa wszyscy z tym psem? Nieee, no najlepiej …powinnam iść chyba za przykładem Teściówki i zaraz po wyprowadzce męża do młodszej dziuni, a tym bardziej po wyprowadzce Córki oddać psa do schroniska, tak jak zrobiła to Teściówka z kotem zaraz po śmierci męża. Podobnież zachowywał się nieobliczalnie i kazała go oddać.A czy dała mu czas na oswojenie z nową sytuacją? Ale cudze na działkę to zapierd.... dokarmiać.Nawet w święta trzeba było z nią jechać.

No dla niej żaden problem wolne jak się pracowało zaledwie kilka lat a potem siadło na garb męża i heja !!!!!
Tak ,jestem wkurwiona.
Pracuje do cholery…nie dla przyjemności, tylko by nie być zależną od innych, do emerytury mi jeszcze daleko i nie mam sposobności przeskoczyć na emeryturkę po meżu.
Nikt z opuszczających ten dom ani razu nie zapytał, co z psem. Nikt, a teraz widzę, że to chyba problem. Jeżeli już, to tylko mój.
Mam wielką ochotę zobaczyć Małą, ale się kurwa nie rozdwoje.
Po prostu.
I nie mam zamiaru nikogo narażać na zarazki od psa, a oddać go ani myślę.

sobota, 3 marca 2018

Zostałam babcią.

Wczoraj zostałam babcią pełną gębą.
Cała akcja rozpoczęła się mniej więcej po 11-tej. Z trudem mogłam skupić się w pracy. Nie dzwoniłam do Zięcia, czekałam cierpliwie, wiedziałam, że może być cieżko. Rozmawiałam jedynie z teściówką, która tez była zaniepokojona.
Cierpliwy wynagrodzony.
Około 21-szej otrzymałam mmsa ze zdjęciem Maluszka. Popłakałam się.."Mój Maluch została mamą"- pomyślałam.
Taka drobniutka istota-Alicja przyszła na świat o 19:22 . Długaśna, bo aż 55 cm.
Córka troszkę pokiereszowana przez cesarkę. Mimo prób naturalnych trzeba było ciąć, pępowina stwarzała niebezpieczeństwo.Szybka decyzja lekarza i Zięciu ostał się sam otępiały z emocji. Kogoś tam zrugał, 30 minut niewiedzy na temat swoich dziewczyn wyprowadziło go z równowagi.
Cieszę się, że wszystko zakończyło się dobrze i rodzina szczęśliwie się powiększyła. Oby im się teraz wiodło jak najlepiej.
A kiedy zobaczę Wnuczkę na żywo? Tego jeszcze nie wiem.