piątek, 11 maja 2018

Pierwszy w życiu dzień nad polskim morzem.


Wczoraj była przepiękna pogoda, wręcz skwar. Wieczorem zaś zaczął popadywać z lekka deszcz i moja 13-letnia osowiała z upału sunia po pierwszych kroplach deszczu, jakie na nią spadły, stała się najszybszym psem na osiedlu, gnającym do domu. Nie dziwota...przedwczoraj zafundowałam jej spa po zimie i w jej oczach można było oglądać "koszmar z ulicy wiązów", a potem potężny foch. Cóż...życie kochana, dwa razy w roku trzeba futro przetrzepać.

Dzisiaj w piątek raczej zimnawo. Było około godziny 12-ej. Popierdzielałam w programie na kompie. Marzyła mi się kawa, bo z deka powieki opadały. Nagle usłyszałam potężne pukanie do drzwi. "co za cham się dobija?"- pomyślałam. Po chwili otworzyły się drzwi i do biura wjechał wózek dziecięcy, sam wózek . Zdębiałam. Kątem oka zobaczyłam Zięcia za drzwiami. Myślałam, że padnę !!!!!!! Musiałam mieć durną minę.
Dzieciaki przyjechały !!! Z racji przestoju w pracy Zięcia, postanowili spędzić dwa dni nad morzem. Moja radość ogromna !!!! To ci niespodzianka. O mało nie obudziłam Malutkiej, która i tak spała snem czujnym. Moja Kruszyna odwiedziła Babcię w pracy !!!! Oczywiście, że pochwaliłam się Wnusią koleżankom. Kobitki jak to kobitki niuńkały do Małej. Szefowa dała nam luz. Pogadaliśmy, Zięciu wypił kawę, młoda Mama w międzyczasie nakarmila Małą i poszli na zakupy. Po pracy pędem skoczyłam po sunię i dotarłyśmy do dawnego mieszkania mojej Mamy, gdzie Rodzice się rozgościli. Rany...chyba pół chałupy przytachali !!! Jakieś łóżeczko turystyczne dla Małej, wanienkę i całe mnóstwo rzeczy. Zięciu ledwo zapakował się do wozu. Zjedliśmy wspólny obiad, pogadaliśmy, pośmialiśmy, no i oczywiście na przytulałam Niunię. 
Sunia jakby znikła. Zaczęłam szukać ją wzrokiem. I wypatrzyłam. Leżała na podłodze naprzeciwko i zazdrośnie zerkała między półkami w ławie. Aż mi się jej żal zrobiło.

Emocjonujący dzień. Pierwszy dzień w życiu Maluszka nad morzem. 
Ech.... Uwielbiam takie niespodzianki.

czwartek, 3 maja 2018

Mam rwanie :)



Jest około 8-ej rano. Naciągasz jakiś ciuch na grzbiet, prawie zdezelowane buty i ruszasz na poranny spacer z psem. Pogoda przepiękna. Rozkoszujesz się ciszą, osiedle powoli budzi się ze snu w ten wolny od pracy dzień. Ludzie przebiegają obok Ciebie w strojach sportowych, inni na rowerze. Sunia obwąchuje swoim zwyczajem wszystkie trawniki dookoła. Tu i tam słyszysz „dzień dobry”..odpowiadasz, uśmiechasz się. Niektórych przecież znasz, chociażby z widzenia.
Ni stąd ni zowąd podjeżdża rowerem jakiś starszy pan. Przystaje i zagaduje.
- ja przepraszam, widzę, że pani tak spaceruje z tym pieskiem, a ja chciałbym o coś zapytać.
Byłam święcie przekonana, że pytanie będzie dotyczyło suni, jej wieku, że tak dobrze wygląda mimo siwego pyszczka itp. Myślałam, że to kolejny zwierzolub –jak ja. 
I pada pytanie. Bardzo bezpośrednie pytanie.
- a pani to jest samotna?- ścięło mnie. Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale przytaknęłam.
Pan rozwinął temat, że szuka tak od dwóch lat towarzystwa, do wspólnego pójścia na balety, na kawę. Że nie pije, nie pali a czasami to smutno samemu i skoro widzi taką kobietę to postanowił spróbować.
 Wiecie jak to jest, kiedy zabraknie języka w gębie? Jedyne, co pozostaje to wyszczerzyć zęby.
 Nie powiem..pan zadbany, grzeczny, na wariata nie wyglądał.
Szybko sprowadziłam go na ziemię. Aczkolwiek delikatnie.
Uświadomiłam mu, że ja już nie szukam nikogo. Że pewne etapy pozamykałam, swoje przeżyłam i już nie chce.
- jak to jest w życiu? 45% facetów nie nadaje się do wspólnego życia, a potem 95% kobiet nie chce podjąć kolejnej próby z kimś innym.
- życie….nie chce się już człowiek narażać.
Nie powtórzę słowo w słowo całej rozmowy. Pan jeszcze jakąś chwilę próbował mnie przekonać chociażby do wspólnej kawy, ale podziękowałam i życzyłam powodzenia.
 Miłe zaskoczenie z rańca. I kto by pomyślał, że jeszcze coś takiego usłyszę.  
Wracając do domu pomyślałam o swoich przeżyciach z pierwszym i drugim mężem.
Czy chciałabym teraz cos zmieniać? Po raz kolejny starać się, zabiegać, ponownie się dostosowywać? Być poniekąd zależna, współodpowiedzialna za samopoczucie drugiej osoby?
Nieeee. Już nie.
W zupełności wystarczy mi to, co już mam.
Swojego małego Pędziwiatra.