Nie myli się tylko ten, kto nie pracuje.
Każdy czegoś tam nie upilnuje…nie specjalnie przecież.
Mnie nieskromnie pisząc ….oj kurde nie pamiętam, kiedy się zdarzyło.
No, ale padło w
maju na mąciwodę. Nota obciążeniowa…bach !!!! i ciągle nie opłacona a mamy
styczeń.
Sama słyszałam, że tego nie opłaci.
Ja sobie sama zafundowałam takie obciążenie finansowe. Z
myślą o pracownikach, by mogli już się rozliczać „przedrukowałam” dwa dni i
byłam z siebie dumna jak cholera. Nie na długo…. Spóźniłam się jeden dzień z
ważną płatnością i bach!!! Odsetki
wyszły. Zadowolenie „gruchnęło” na podłogę.
Pokierowałam się w stronę gabinetu szefowej.
- zapomniała pani? no to pani zapłaci- usłyszałam
Nie było sensu tłumaczyć, dlaczego wiadomo, że to na nic.
- każdy płaci-dodała szefowa
Wiedziałam o innych,którzy opłacali bez mrugnięcia okiem,
aczkolwiek z niesmakiem, ale wiedziałam tez o mąciwodzie.
-nie, nie każdy…nota pani…. od maja nie zapłacona, to jak
to jest? Jedni muszą a inni nie? To ja tez mam czekać do emerytury? więc ja chociaż
po złotówce co miesiąc będę płacić- odparowałam.
Cóż miałam do stracenia? Już nic.
Szefową zatkało.
-dobrze, to ja to zapłace- odpowiedziała
- nie, nie musi pani, tylko moim zdaniem powinni płacić albo
wszyscy albo nikt.
Opuściłam biuro.
Za jakiś czas przyszła szefowa i z parsknięciem oznajmiła,
że jedna z koleżanek przyniosła bilon przyklejony na taśmie klejącej całe 6,26
po groszu do kasy, by opłacić swoją notę..dodajac do kasjerki ”żebyś mnie
zapamiętała”.
Rozumiem żal tej dziewczyny…załatwiła spory rabat dla
firmy, ale zawaliła inny termin i musiała zapłacić odsetki. To nie było
skierowane przeciwko kasjerce.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy gdy poszłam jej
pogratulować pomysłu pokazała mi zdjęcie uwidaczniające jej dzieło. Tam wcale
nie było po groszu. Szefowa sporo naciągnęła fakty…i po co?
Najlepsze czekało mnie dziś. Rano jak zwykle odpaliłam
program. Nota mąciwody dalej widniała. W ciągu dnia byłam z dokumentami u
szefowej i zastałam tam mąciwodę. Weszłam i zapadła dziwna cisza. Znałam to…pewnie
znowu kogoś „smarowały”.
Pod koniec dnia owa nota zniknęła. Zaczęłam szukać i
znalazłam w raporcie kasowym.
Opłacona dzisiaj całe 8,77 zł.
Można??? Można.
Na bank szefowa poinformowała mąciwode o wszystkim, co
ode mnie usłyszała.
A ta fałszywa morda powiedziała w swoim pokoju, że „przemyślala
sprawę i jednak zapłaci”.
Akurat….przemyślała? Liczyła na przedawnienie.
W każdej pracy są jakieś perypetie. Mówisz o niespełna 9 złotych. Ja dopłacałam dużo, dużo więcej. I nie zawsze jest to moja wina.
OdpowiedzUsuńAriadno, mnie chodziło nie o wysokość kary, którą trzeba by było rozłożyc na raty..tylko o sam fakt, że ona sie jawnie migała...właśnie o takie grosze.
UsuńZnajoma
U nas nie ma możliwości rozłożenia na raty - ja muszę pokryć to tu i teraz ;)
OdpowiedzUsuńI po sprawie. W tym samym dniu :)
Kurde...a przecież człowiek nie robi tego celowo i masz...
UsuńCzłowiek? A wiesz ile razy trzeba było pokrywać, choć zupełnie nie była to moja wina, a doktora/pacjenta (wybierz sobie opcję) ;)
OdpowiedzUsuńObie te grupy potrafią nieźle namieszać. Potrafią, co nie oznacza, że zawsze to robią. Na szczęście :)
Oj potrafią potrafią...miałam taki przykład w piątek. Wielmożny pan doktor i zgubiony rachunek, którego ja na oczy nie widziałam :))))
OdpowiedzUsuńEhhh, no to sobie powzdychajmy hihiihih
OdpowiedzUsuńZa jego rachunkiem? Ani myślę :)))) nie jestem jego sekretarką. Niech sam pilnuje swoich spraw. Jego przełożona okazała się kulturalniejsza, bo mnie osobiście przeprosiła za zachowanie kolegi nerwusa.
OdpowiedzUsuńAle ja jestem pamiętliwa, oj jestem.