Jest około 8-ej rano. Naciągasz jakiś ciuch na grzbiet,
prawie zdezelowane buty i ruszasz na poranny spacer z psem. Pogoda przepiękna.
Rozkoszujesz się ciszą, osiedle powoli budzi się ze snu w ten wolny od pracy
dzień. Ludzie przebiegają obok Ciebie w strojach sportowych, inni na rowerze.
Sunia obwąchuje swoim zwyczajem wszystkie trawniki dookoła. Tu i tam słyszysz „dzień
dobry”..odpowiadasz, uśmiechasz się. Niektórych przecież znasz, chociażby z
widzenia.
Ni stąd ni zowąd podjeżdża rowerem jakiś starszy pan.
Przystaje i zagaduje.
- ja przepraszam, widzę, że pani tak spaceruje z tym
pieskiem, a ja chciałbym o coś zapytać.
Byłam święcie przekonana, że pytanie będzie dotyczyło
suni, jej wieku, że tak dobrze wygląda mimo siwego pyszczka itp. Myślałam, że
to kolejny zwierzolub –jak ja.
I pada pytanie. Bardzo bezpośrednie pytanie.
- a pani to jest samotna?- ścięło mnie. Przez chwilę nie
wiedziałam co odpowiedzieć, ale przytaknęłam.
Pan rozwinął temat, że szuka tak od dwóch lat
towarzystwa, do wspólnego pójścia na balety, na kawę. Że nie pije, nie pali a
czasami to smutno samemu i skoro widzi taką kobietę to postanowił spróbować.
Wiecie jak to
jest, kiedy zabraknie języka w gębie? Jedyne, co pozostaje to wyszczerzyć zęby.
Nie powiem..pan
zadbany, grzeczny, na wariata nie wyglądał.
Szybko sprowadziłam go na ziemię. Aczkolwiek delikatnie.
Uświadomiłam mu, że ja już nie szukam nikogo. Że pewne
etapy pozamykałam, swoje przeżyłam i już nie chce.
- jak to jest w życiu? 45% facetów nie nadaje się do
wspólnego życia, a potem 95% kobiet nie chce podjąć kolejnej próby z kimś innym.
- życie….nie chce się już człowiek narażać.
Nie powtórzę słowo w słowo całej rozmowy. Pan jeszcze
jakąś chwilę próbował mnie przekonać chociażby do wspólnej kawy, ale
podziękowałam i życzyłam powodzenia.
Miłe zaskoczenie z
rańca. I kto by pomyślał, że jeszcze coś takiego usłyszę.
Wracając do domu pomyślałam o swoich przeżyciach z
pierwszym i drugim mężem.
Czy chciałabym teraz cos zmieniać? Po raz kolejny starać
się, zabiegać, ponownie się dostosowywać? Być poniekąd zależna,
współodpowiedzialna za samopoczucie drugiej osoby?
Nieeee. Już nie.
W zupełności wystarczy mi to, co już mam.
Swojego małego Pędziwiatra.